Pieskie dolce vita

Zainspirowałam się. Mianowicie, wrzuciłam ostatnio dwa wpisy ze zdjęciami zwierząt - najpierw był kot, a następnie wilk - co skłoniło mnie do przemyślenia, że i psa nie powinnam zostawiać w tyle. I to było bardzo dobre przemyślenie, biorąc pod uwagę fakt, że psie życie we Włoszech to istna dolce vita... Oprócz przypadków, kiedy nie do końca i wtedy jest ono raczej pieskie.

O ten temat delikatnie zahaczyłam we wpisie, poświęconym zjawiskom pogodowym i już mniej delikatnie (czytaj: wprost) sygnalizowałam, że zamierzam do niego wrócić. Panie i Panowie, po niecałych dwóch latach: oto jestem!


Psy włoskie dzielą się na dwie grupy: psy wychodzące i te niewychodzące. Nie, nie  pomyliłam się. Nie będę się rozwodzić nad psami mieszkającymi w domu lub na podwórku. Chodzi o psy, które poznały uczucie człapania po zimnym (wersja dla fanów zimy) i rozgrzanym słońcem (wersja dla miłośników lata) chodniku - to grupa pieskiego dolce vita - i te, które znają tylko kafle (albo parkiet, lecz to stosunkowo wąska grupa).

W związku z powyższym, możemy dokonać roboczego podziału właścicieli na zwolenników wyprowadzania psów na spacery (i nie tylko) i na jego przeciwników, czyli psich domatorów. Tak oto otrzymujemy oś z dwoma krańcami (jak na oś przystało, całe szczęście, że tych krańców nie wyszło ani więcej, ani mniej) symbolizującymi dwa skrajne podejścia.

Oś to oczywiście oś X, ale my jesteśmy super, więc przechrzcimy ją sobie na oś "P" od psa, środek oznaczmy współrzędnymi (0,0), umawiamy się, że tutaj przebiegałaby oś Y, ale nie będziemy jej rysować, bo jest nam całkowicie zbędna.
Wy sobie to wszystko wyobrażacie tak? Nie krępujcie się też rysować, jeżeli macie taką potrzebę - papier przyjmie wszystko, ręczę Wam za to, a mam całe zbiory <hehe> doświadczeń spisanych w różnej formie.
Będziemy kręcić się dookoła współrzędnej x, czyli p... To znaczy nie będziemy się kręcić, bo przecież mowa o osi... Będziemy się przesuwać po osi X, znaczy P. Tak lepiej.

Zatem z lewej strony mamy wartości ujemne odpowiadające psiemu niewychodzeniu, a właściciela niewyprowadzaniu... Nie mam tu na myśli, że właściciel nie zostaje wyprowadzony (chociaż byłaby to niezła ironia), bo pies nie wychodzi, a zupełnie odwrotnie... Można by poniekąd mówić o lenistwie, ale nie jesteśmy tu od oceniania i niech was nie zmylą negatywne (negatywne, ujemne, jeden pies*) wartości! Są negatywne, ponieważ będziemy kładli nacisk na przedrostek w obu aktywnościach, a właściwie ich braku, czyli niewychodzeniu i niewyprowadzaniu.

Analogicznie, z drugiej lewej strony osi z wartościami pozytywnymi, a dokładniej - unikając błędów merytorycznych - nieujemnymi**, mamy do czynienia z ludźmi wyprowadzającymi i psami wychodzącymi. Jedno z drugiego bardzo ładnie wynika i to jest też doskonały przykład na implikację logiczną, a jednocześnie nie. (Co nie? Nie.)

Żarty się mnie dzisiaj trzymają i w ogóle jestem w formie, więc proszę się mnie nie czepnąć, bo zapis będzie taki, jak mi w duszy zagra, ale oczywiście analizę logiczną (po swojemu) zrobię, bo tak mi właśnie gra. Mrugam do Was oczami bardzo bardzo znacząco i nie bez przyczyny obydwoma naraz, więc nie zgłaszajcie mnie nigdzie za zakrzywianie rzeczywistości, krzywienie języka ani już tym bardziej nieprzestrzeganie zasad logiki w logice. Jedziemy... Albo wychodzimy:

  • pan wychodzi => pies wychodzi. Prawda i prawda daje prawdę. Wszystko się zgadza, jeśli pan jest z prawej i pies też. Strony osi oczywiście, bo jeżeli spacerują, to ktoś jednak musi znaleźć się z lewej, żeby ktoś inny mógł iść z prawej. Logiczne.
  • pan nie wychodzi => pies nie wychodzi. Fałsz i fałsz (skupcie się) daje prawdę. Jeśli na poziomie logicznym jest to w jakimś stopniu trudne do przełknięcia, to przeanalizujcie na poziomie życiowym. Pan nie wychodzi i pies nie wychodzi. Prawda
  • pan wychodzi => pies nie wychodzi. Prawda i fałsz dają fałsz. Cóż, nie da się ukryć, że w wielu przypadkach pan wychodzi, a pies czeka w domu... Co za koszmarna niesprawiedliwość! To się jednak nijak ma do kategorii zwolenników wyprowadzania psów na spacer i nie tylko, ale do tego dojdę (przysięgam, że jeszcze dzisiaj!). 
  • pan nie wychodzi => pies wychodzi. Z fałszu wynika zdanie prawdziwe, czyli prawda. To moim zdaniem bardzo kontrowersyjny przypadek, bo - choć to się zdarza, to jednak - rzadko kiedy pies sam wyprowadza się na spacer. Sytuacja ulega diametralnej zmianie, kiedy na scenie pojawia się dodatkowy aktor, powiedzmy inny pan czy pani. Wtedy pan numer 1 rzeczywiście nie musi wychodzić, żeby pies wyszedł. Prawda?
Zacznijmy przekornie od prawej. Włoskie piesie wychodzące charakteryzują się zestawem dobrych manier i sieci społecznych przeciętnie na poziomie podobnym do swoich właściciele. Otóż są to psy światowe, salonowe niekiedy. Chodząc na spacery, wychodzą na miasto, a może odwrotnie? Ich ukochani właściciele bywają w ich ukochanych restauracjach, w których nierzadko mają swoje ukochane krzesło, na którym moszczą się na przeciwko swojego pana lub bezpośrednio na jego kolanach. Ze specjalnie przyniesionej przez kelnera miseczki siorbią wodę, a potem zasypiają w wybranym przez siebie miejscu. Bo mogą. 

Piesie wychodzące towarzyszą swoim panom (lub paniom) tak w zakupach, jak i w spotkaniach towarzyskich. Ba! Kiedy pan spotyka znajomych w środku dnia po środku miasta, pies szybciutko wprawia ogon w ruch, bo oto zbliżają się również jego najlepsi przyjaciele z ogonami! Włosi (jak to Włosi) mają tendencję do robienia sztucznego tłumu, zbijając się w powitaniach i przekrzykując w rozmowach. Psy tuż obok zbijają się we własny tłumek, choć - trzeba przyznać - robią to nieco ciszej. Nikogo nie dziwi widok trzech rodzin rozmawiających w przejściu pomiędzy budynkami ani grona ich łącznie sześciu psiaków, które przysiadły obok i machają do siebie ogonami.

Pieski z tej grupy od małego nauczone do przebywania w miejscach nie tylko publicznych, ale i tłocznych, potrafią się w nich doskonale odnaleźć. Wiedzą, że nie wypada szczekać, ale można radośnie machać ogonkiem. Grzecznie chodzą na smyczy. Prowadząc przy nodze swojego pana, idą do celu, w miarę możliwości ignorując pokusy wszelkiego rodzaju. Słowem, wtapiają się w tłum. 

Piesie z lewej strony osi to psy, które nigdy nie wychodzą z domu. Nie chodzą na spacery, a ich najdalszą wyprawą jest wyjście na balkon. Analogicznie, ich aktywnością niejako podwórkową jest bieganie po balkonie i obszczekiwanie psów przechodzących pod oknami (moim zdaniem w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: "jak to się stało, że tam jesteś?").  

Właściciele takich psów rozkładają im specjalną matę chłonącą w łazience lub na balkonie (lub w jakimś innym miejscu... wolnoć, Tomku, w swoim domku) i... Sami wiecie. 

Dobrze. Strasznie się cieszę, jeżeli dotrwaliście ze mną do końca. Ubawiłam się, pisząc o pieskiej dolce vicie (odnoszę wrażenie, że złamałam dzisiaj już tyle zasad poprawnej polszczyzny, że mogę się posunąć jeszcze o krok dalej) i mam nadzieję, że i Wam nastrój się udzielił. Kto wie, może w jakimś wykalkulowanym ścisłym serduszku coś zadrżało. W końcu mowa o słodkich (w znaczeniu włoskim, nie chińskim) pieskach! 



* Jeżeli odnieśliście wrażenie, że narobiłam zamieszania z pojęciami wartości "negatywnych" i "ujemnych", to macie świętą rację. Cały powyższy wpis stworzyłam z przeświadczeniem, że liczby ujemne w języku polskim nazywają się - analogicznie do języka włoskiego i angielskiego - "liczby negatywne". Taka ze mnie poliglotka. No cóż, moim zdaniem roztaczają pewną negatywną aurę i poniekąd stąd taki lapsus, one temu winne. Zostawiam Was z refleksją, którą zarzuciłam w tekście: liczby ujemne czy negatywne, jeden pies. Sama się rozgrzeszam.
** O tu mi się na przykład udało ładnie poczarować, udając, że "nie, nie, ciiiii, tam wyżej nie zadziało się nic złego". 

Komentarze