Na ile włoska jest włoszczyzna?

Najpierw nadałam temu wpisowi inny tytuł: "Tajemnica włoszczyzny", później uznałam, że ten obecny podoba mi się bardziej. Niemniej jednak urzeczona powagą (elementem grozy?) oryginalnego tytułu, zapragnęłam podtrzymać jeszcze przez kilka chwil atmosferę niepewności, zatem zapisałam alternatywne jego wersje. Oto one:

  1. Opisowy: Zagadka zniknięcia warzyw korzennych
  2. Rodem z horroru: Mroczna warzywna wyliczanka. 
  3. Intrygujący: Tajemne zaginięcie selera.
  4. I mój faworyt, twór prosto ze słownika synonimów: Nieodgadniona enigma pietruzieli.


Nikomu nie muszę tłumaczyć, co znajduje się na zdjęciu powyżej. (Gdyby jednak, to jest to włoszczyzna.) Wszyscy znamy też historię pojawienia się włoszczyzny w kuchni polskiej. (Gdyby ktoś jednak nie, to przywiozła ją z Włoch królowa Bona Sforza.) I wszyscy rozumiemy doskonale grę słowną zawartą w samej nazwie dobra włoskiego pochodzenia, czyż nie?

A co jeśli powiem wam, że Włosi wcale nie jadają pietruszki i selera?

A co jeśli dodam, że próżno szukać ich we włoskim sklepie, bo ich tam zwyczajnie nie ma?

I co jeśli powiem, że włoskie panie domu reagują zdziwieniem na pomysł, że korzeń pietruszki i korzeń selera można ugotować?
Celowo piszę korzeń i dodatkowo podkreślam go kursywą, żeby wam akcent na to właśnie słowo nie umknął. A to dlatego, że kiedy poprosicie Włoszkę, żeby wam kupiła seler (sedano) lub pietruszkę (prezzemolo), to ona wam kupi... Seler naciowy i natkę pietruszki. Jeżeli od razu podkreślicie (na przykład kursywą - tak jak ja), że potrzeba wam korzeni selera i pietruszki, to pewnie będzie jej bardzo przykro, ale wam nie kupi.

Polak oczywiście obrotny jest i potrafi, toteż i Polka (czyli ja) potrafi. Znalazłam w związku z tym sposób na włoszczyznę we Włoszech, czyli... Przywożę ją z Polski. Tudzież proszę znajomych, żeby przywieźli ją dla mnie. Muszę wam się przyznać, ze po długiej przerwie, może się człowiekowi trochę poprzestawiać. I tak oto, kiedy parę tygodni temu Martyna na moją wyraźną prośbę przywiozła pietruszkę (sztuk niezliczoną ilość) i seler (sztuk dwie), wręczyła mi go oficjalnie, a ja po chwili zamyślenia, zadecydowałam, że jednak zapytam: "a co to jest?". "To seler", chyba obie byłyśmy lekko zbite z tropu... Ja zastanawiałam się, dlaczego pamiętam seler jako warzywo mniejszego kalibru, a Martyna pewnie próbowała zrozumieć, dlaczego kazałam jej wieźć w walizce warzywo (sztuk dwie), które ewidentnie nie mam pojęcia jak wygląda.

Kwestia włoszczyzny jest w ogóle fascynująca. To jest ciekawostka najwyższej kategorii, bo działa w dwie strony - na Polaków i na Włochów.
Do Polaka: "Wiesz, że włoszczyznę przywiozła do Polski królowa Bona, co nie? (Pomruk, że tak.) Tymczasem Włosi w ogóle nie wiedzą, że pietruszkę można ugotować!" (Podziw dla umiejętności konwersacyjnych autorki.)
Do Włocha: "Kojarzysz natkę pietruszki i seler naciowy? (Pomruk, że tak.) Tymczasem Polacy gotują zupę na ich korzeniach, a na dodatek korzenie przywiozła z Włoch Bona Sforza i nazywają się włoszczyzna." (Podziw dla Polaków, którzy potrafią ugotować coś z niczego.)

Żeby dodać smaczku, często okraszam tę ciekawostkę moją własną, acz raczej błędną, teorią... (Podkreślam, że błędną!) Brnę dalej, opowiadając, że Piękna Bona (na pewno mówili wam o tym na historii, ale pewnie zapomnieliście - słowo "bona" znaczy "przepiękna" i odnosi się do urody kobiety) może i przywiozła Polakom włoszczyznę, ale po to, żeby gotowali na zieleninie (czyli liściach). To by się nawet zgadzało, bo natka pietruszki czy seler naciowy to tzw. odori, często używane w kuchni włoskiej zioła nadające smak i zapach i dawane w sklepach za darmo. Skąd wziął się więc polski rosół z wkładem z włoszczyzny? Polak potrafi (i Polka też!), metodą prób i błędów szef królewskiej kuchni doszedł do tego, że nie tylko na liściach, ale i na korzeniach można zrobić coś dobrego. I tak już zostało.

Jak to się ma do rzeczywistości?
Gdzieniegdzie czytam, że historycznie marchew i pietruszka uprawiane były na terenach polskich na długo przed przyjazdem królowej Bony. Zgodnie z tą tezą ta część włoszczyzny nie miałaby w sobie nic włoskiego. Niektóre źródła podają, że Bona rzeczywiście odpowiedzialna jest za rozpowszechnienie pora i selera. I por, proszę bardzo, kupicie w każdym szanującym się sklepie. Ale seler? Można by powiedzieć, że ten pozostaje nieodgadnioną enigmą... Ale znowuż tylko w kontekście domniemanej włoskości. Seler był bowiem znany już za czasów Starożytnych Greków i Rzymian (wątek włoski), a rozpowszechniony za czasów Karola Wielkiego (też wątek włoski), który - żeby wam się nie pomyliło - żył jedynie jakieś osiem wieków przed Królową Piękną, czyli państwo Karol i Bona delikatnie się minęli.* Już za czasów Karola Wielkiego seler rósł we wszystkich częściach Europy i był używany w kontekście kulinarnym. Naciągana ta włoskość.

Niby wszystko jasne, a teraz zrzucę bombę w całej tej włoszczyźnianej historii. W artykule, który podlinkowałam na dole, autorka pisze, że najbardziej włoska jest jednak pietruszka, która nawiasem miałaby pochodzić z południa Włoch. Ja zgłupiałam. Prędzej przetrawiłabym seler, który jest jednym z głównych składników sosu bolognese (a o tym, że jak bolognese, to na pewno nie spaghetti pisałam tutaj). Hola hola, nie rozpędzajmy się... Chodzi oczywiście o seler naciowy, ale mimo wszystko - seler pozostaje selerem... Ale pietruszka?

Podsumowując, marchew prawdopodobnie rozpowszechnili w Europie Holendrzy. Seler magicznie wyrósł sobie za czasów Starożytnych i tak już zostało. Por miałby pochodzić od Starożytnych Egipcjan, ale istnieje szansa, że do Polski faktycznie przywędrował za sprawą Bony. Pietruszka jest problematyczna - niby miałaby pochodzić z południa Włoch, tymczasem tam ani widu, ani słychu i w ogóle nikt nie wie, o co chodzi z tym korzeniem.

"Scio me nihil scire" (wątek łaciński), jak mawiał Sokrates (wątek grecki) - "wiem, że nic nie wiem"... Straaasznie nieprzenikniona ta enigma pietruzieli.


*tu artykuł o włoszczyźnie, który bardzo mi się podoba: http://wloszczyzna.blogspot.com/2010/11/wloszczyzna-o-w-wloszczyznie.html

Komentarze