23 ciekawostki z życia codziennego (włoskiego oczywiście)

Słowem wstępu, powiem wam, że to najczęściej modyfikowany przeze mnie wpis w historii tego bloga. Zaczęłam od dziesięciu ciekawostek, potem było ich kilkanaście, następnie dwadzieścia jeden i myślałam, że to koniec... Z czasem okazało się, że to był dopiero początek wprowadzania niekończących się zmian, a wpis rozciągał się i kurczył, jak gdyby był z gumy. Liczba punktów znów zeszła do piętnastu, a później ponownie podskoczyła do dwudziestu, bo różne spostrzeżenia przychodziły mi do głowy podczas oglądania telewizji, rozmów, picia kawy czy przeglądania zdjęć. Wreszcie prezentuję wam zbiór dwudziestu trzech ciekawostek z życia codziennego - rzeczy, na które na co dzień nie zwracamy uwagi, ale one są i są odmienne niż w Polsce... Lub wręcz przeciwnie - dokładnie takie same, a byśmy się tego zupełnie nie spodziewali...


1. Aplauz w samolocie.
Przekonanym o swojej wyjątkowości Polakom wydaje się, że jesteśmy jedynym narodem na świecie klaszczącym po lądowaniu samolotu. Otóż nie! Najbardziej rozklaskany samolot, na jaki możecie trafić to ten lecący z ziemi polskiej do włoskiej, tudzież odwrotnie. Wielu Polaków przejawia oznaki wstydu powodowanego klaskaniem następującym po zetknięciu się podwozia z ziemią (głównie udają, że są elementem fotela), tymczasem - rodacy, nie jest najgorzej! Włosi klaszczą jeszcze energiczniej, jeszcze głośniej, a na dodatek niektóre samoloty polsko-włoskie mają też tendencje do radosnych okrzyków (znam z autopsji)... To dopiero jazda... Lot znaczy! To dopiero lot! Pozostaje pytanie: kto krzyczy?

2. Przerwa w kinie.
Niczym w teatrze. Seans przerywa się w połowie, zapalają się światła i następuje kilka minut przerwy. Można siedzieć, nie ruszając się z miejsca, można wykorzystać tych kilka chwil na rozprostowanie nóg lub toaletę, można też skoczyć po przekąski... Czasu wystarczy.

3. Wszechobecny dubbing.
Wszystkie filmy, seriale i programy zagraniczne są dubbingowane. Włosi nie znają czegoś takiego jak lektor, nie lubią też napisów. To dotyczy zarówno kina, jak i telewizji, ale też platform takich jak Netflix - wszystko jest po włosku, a imiona postaci często są "zwłoszczane". I tak oto Phoebe (czyt. Fibi) z moich ukochanych "Przyjaciół" we Włoszech funkcjonuje jako Feebee czytane przez przedłużone "e". Dlaczego? Who knows? 
Co ciekawe, powszechne jest obwiniane dubbingu za Włochów nieznajomość języka angielskiego. Uważają oni, że odbiera im się możliwość osłuchania się z językiem i stąd problemy z angielskim.

4. Opłata za nakrycie.
Zdecydowana większość restauracji dolicza do rachunku coperto, zwykle w wysokości około 1-2 euro od osoby. Coperto oznacza nakrycie stołu, a opłata coperto pochodzi z czasów Średniowiecza. Wtedy to kupcy czy rybacy chronili się w lokalu przed zimnem, ale spożywali własne jedzenie, nie przynosząc tym sposobem zysku lokalowi. Skoro nie dało się zarobić na jedzeniu, właściciele zmuszeni byli do znalezienia innego sposobu i tak właśnie pojawiło się coperto, opłata za miejsce przy stole i nakrycie. W skład nakrycia często wchodzi też chleb (lub produkt chlebopodoby, w naszym regionie jest to piadina, placek nieco podobny do hiszpańskiej tortilli)
Informację o wysokości opłaty znajdziecie zwykle w menu. I warto wiedzieć, że coperto to nie napiwek - jest rozliczane jako opodatkowany zysk restauracji, nie trafia bezpośrednio do kieszeni obsługi.

5. Darmowa zielenina.
Włosi nie mają warzyw takich jak pietruszka i seler (włoszczyzna), nie wiedzą nawet, że można z nich coś ugotować. Mają za to bardzo dużo zieleniny: selera naciowego, natki pietruszki i chociażby bazylii. Zestaw takiej zieleninki razem ze sztuką lub dwiema marchewki dostaniecie przy zakupach zupełnie gratis, ma to nawet swoją nazwę "odori" (w tym kontekście "zioła", ale też "zapachy"). Więcej na ten temat pisałam tutaj. 

6. Czterogodzinne programy telewizyjne.
Włoska telewizja to mistrz w produkcji bardzo długich programów. Królują formaty typu reality show, programy talentowe, ukryta kamera i kabaretowe. Wiele z nich to formaty międzynarodowe, inne są produkcji włoskiej. Te, które lecą w weekendy zaczynają się zawsze w okolicach 21:30 i kończą późną nocą, między 1 a 2. Te w środku tygodnia trwają nieco krócej. Weźmy taki Voice of Italy, bliźniak polskiego Voice'a... Pamiętam, że w Polsce przez długi czas castingi leciały w każdą sobotę od 20:00 w dwóch godzinnych odcinkach. Tymczasem włoska wersja liczy jedynie cztery lub pięć odcinków puszczanych raz na tydzień, ale każdy trwa około trzech godzin.


7. Pokaż cycki w kalendarzu.
Trochę śpiewa, trochę tańczy, trochę aktorzy, na pewno kilkanaście lat temu pokazała cycki w kalendarzu. Zawód showgirl. W telewizji mnóstwo jest pięknych kobiet z pięknymi uśmiechami, kształtami... Zaczynają jak wodzianka u Kuby Wojewódzkiego, z tym że więcej programów ma swoje wodzianki, to i dziewczyn jest więcej. Z biegiem lat goszczą na kanapach czy fotelach jury ze statusem gwiazdy i decydują o losie swoich następczyń.

8. Parkingowa układanka. 
Płatne parkingi strzeżone to bardzo misterna układanka samochodów. To jedna wielka przestrzeń o kształcie prostokąta całkowicie zastawiona samochodami. Parkują w kolumnach jeden za drugim, ale  jednocześnie w rzędach jeden obok drugiego. Wiąże się to z tym, że aby wyjechał jeden samochód, trzeba przestawić wiele innych. Dlatego pracownicy takich parkingów odbierają kluczyki od właścicieli samochodów i sami zajmują się wjeżdżaniem, ustawianiem, przestawianiem i wyjeżdżaniem.

9. Nieczynne, bo wakacje.
Włoskie firmy zamykają się w wakacje. Wolne wypada zwykle w dowolne dwa tygodnie w sierpniu, a decyzja które dokładnie należy do firmy. Dla pracowników jest to obowiązkowy urlop. Tak samo zresztą ma się sytuacja w dni pomiędzy świętami Bożego Narodzenia a Objawieniem Pańskim (Epifania, 6 stycznia).

10. Obiad tylko do 15:00.
Pora obiadowa trwa od okolic 12:30 do okolic 15. Część restauracji zamyka się w związku z tym o 15, inne pozostają otwarte, ale zamyka się w nich kuchnia i nie ma mowy o ciepłym posiłku. Czas kolacji przypada między 20 a 23, największe tłumy spotkacie w restauracji około 21. Toteż restauracje i ich kuchnie otwierają się na powrót około 19 i gotują nieprzerwanie do północy albo i dłużej (głównie w wakacje).

11. Lista imion.
W oczekiwaniu na stolik nie wystarczy stanąć w kolejce. Pomiędzy gośćmi biega menedżer i zbiera imiona osób oczekujących. Rozpoznacie go po notesiku, w którym spisuje sobie kto i ile osób czeka i co rusz wykrzykuje imiona tych, dla których stolik został przygotowany. Rezerwacje telefoniczne również robi się na imię, nigdy na nazwisko. (Więcej pisałam o tym tutaj.)

12. Mieszkania bez numerów.
Podając adres, Włosi podadzą wam jedynie numer budynku bez numeru mieszkania. Mało kogo interesuje, pod jakim numerem mieszka. Czasami jest to oznaczone gdzieś w rogu nad drzwiami bardzo małą naklejką z numerkiem, na którą nikt nie zwraca uwagi. Domofon i drzwi są opatrzone nazwiskami i to na nie dzwonimy, a nie pod numer. Nazwiska prawie zawsze są dwa - kobiety i mężczyzny, ponieważ Włoszki nie zmieniają nazwiska po ślubie.

13. Kurier, proszę zejść.
Kurierzy nie wchodzą do budynków. Dzwonią domofonem i to odbiorca musi zejść po paczkę. Jeżeli otworzycie im furtkę, to oni i tak z tego nie skorzystają. Chyba, że akurat umówiliście się, że kurier zostawi paczkę przy furtce lub przy wejściu do klatki schodowej - na takie rozwiązanie idą bez problemów.
A co jeżeli nie ma was w domu? Kurierzy bardzo często dzwonią i pytają, czy mogą zostawić paczkę u sąsiada lub... Czy w budynku kradną. Jeżeli zaprzeczycie, kurier zaproponuje, że podzwoni po sąsiadach i jeżeli ktoś go wpuści, zostawi paczkę pod drzwiami... Ale uwaga! Nie chodzi o drzwi waszego mieszkania, tylko o wejście do budynku. Oni naprawdę nigdy nie wchodzą do środka.

14. Prywatny garaż podziemny.
Wiele bloków ma garaże podziemne. Nie są to jednak garaże takie jak nasze, gdzie każdy ma wykupione miejsce, a samochody stają jeden obok drugiego. Włoskie podziemne garaże, owszem, mają wspólny wjazd i wyjazd, ale... To by było na tyle. Garaże są indywidualne, każdy ma własną bramę i własny... Bałagan. Po pierwsze, bramy nie są elektryczne, tylko zwyczajne na kluczyk, co łączy się z wysiadaniem z samochodu przy każdym wjeździe i wyjeździe. Po drugie, standardowe wykorzystanie przestrzeni w Polsce uchodzącej za wystarczającą na jeden samochód jest nieporównywalnie bardziej efektywne: dwa fiaciki (jeden wszerz, długi wzdłuż), vespa pod ścianą, rowery na ścianie, a dookoła półki z pamiątkami i zapasami żywności.

15. Szafa na balkonie.
A to, czego nie uda się zmieścić w garażu, może zamieszkać na balkonie... W szafie - na balkonie, bo to patent dosyć standardowy. Jakby nie było temperatura rzadko spada naprawdę nisko, więc przechowywanie rzeczy na zewnątrz nie stanowi problemu.

16. Brioche zamiast kebaba.
Zmęczony imprezą Polak, wracając nad ranem do domu zahaczy o kebab lub frytki... W każdym razie coś słonego. Włoch? On pójdzie na brioche.
Brioche to rodzaj słodkiego pieczywa, przypominający rogal. Co ja wam tu będę... Idziecie do baru - który notabene otwiera się późnym wieczorem, bo takie zdrowe pyszności to tylko po nocy - wybieracie, czego dusza zapragnie... Kinder bueno, kinder czekolada, kinder country, czekolada biała, czekolada mleczna, mars, snickers, itd. Miły pan za ladą pakuje wam tę czekoladową bombę w brioche i wkłada do czegoś w rodzaju mikrofalówki. Po kilkudziesięciu sekundach w waszych dłoniach ląduje wielka gorąca bomba kaloryczna z roztopioną wewnątrz czekoladą. O matulu, pozostaje tylko umrzeć... Ze szczęścia.
I z takim właśnie przytupem imprezy kończą Włosi. Zastanawiam się tylko, jak dają radę zasnąć po takiej ilości cukru...

17. Znikające czekoladki. 
Niektórzy producenci słodyczy, decydują się na ich wycofanie w sezonie letnim. Powodem jest topiąca się czekolada, która obniża jakość produktu. Sztandarowym przykładem takiej marki jest Pocket Coffee firmy Ferrero, które w wakacje zostaje całkowicie wycofane ze sprzedaży.

18. Zima, nieczynne.
Mowa o lodziarniach. Pewnie w każdym mieście znajdzie się jakaś lodziarnia całoroczna, niemniej jednak ogólnie lodziarnie zamykane są na okres zimowy, czyli od listopada do marca.

19. Nie zdejmuj butów.
Włosi w gościach nie zdejmują butów. Ba, również sami gospodarze podczas spotkań czy imprez w domu występują w normalnym obuwiu zewnętrznym.

20. Kafle everywhere.
Całe mieszkania łącznie z sypialnią mają podłogę kaflową. Chyba nie skłamię, jeżeli powiem, że jedyne mieszkanie z parkietem na podłodze, jakie widziałam we Włoszech należy do babci Vi. Cała reszta to kafle. W lecie ratują życie, chłodząc, ale zimą... Brrrr!

21. Nie oddawaj ciastek!
Kto idzie w gości, przynosi słodycze. Zazwyczaj są to słodkości zakupione w cukierni, ułożone na płasko jeden obok drugiego na tekturowej tacce w rozmiarze A3 i owinięte papierem. Czasami ciasto zrobione przez gościa (płci pięknej... czyli gościówę czy gościę?) zapakowane w taki sposób, żeby się przypadkiem nie uszkodziło. Ogromnym faux pas ze strony gospodarza (które nawiasem popełniam regularnie) jest próba oddania przynoszącemu słodkości choćby ich części. To, co zostało ci przyniesione, musisz zatrzymać i nie ma mowy o rozdawaniu po kawałeczku ciasta na drogę temu i tamtemu. To po prostu nie wypada.

22. Plastikowa impreza.
Że Włosi kochają świętować, pisałam wielokrotnie. Mimo zamiłowania do sprzątania, o którym też już było, Włoszki nie mają ochoty na zmywanie zastawy po rodzinnym spotkaniu (wcale im się nie dziwię, nie mówimy o kilku osobach, tylko o kilkudziesięciu) i tu do gry wkracza plastik. Duże plastikowe talerze na kolejne dania, małe plastikowe talerzyki na ciasto, plastikowe kubeczki na wino i wodę i w końcu plastikowe kubeczki na kawę. Rozwiązanie jest popularne do tego stopnia, że w wielu włoskich domach znajdziecie kolorowe plastikowe (a jakże) nakładki na plastikowe kubeczki, żeby te się nie myliły.

23. Segreguj śmieci.
Włosi podchodzą bardzo poważnie do segregacji śmieci. Każdy ma w domu pięć oddzielnych pojemników: na odpady biologiczne, na odpady zmieszane, na plastik i puszki, na papier i ostatni na szkoło. Tak naprawdę sformułowanie, że mają je w domu jest błędne, bo w wielu przypadkach owe pojemniki znajdują się na balkonie. Nadużyciem nie jest z kolei to, że do segregacji podchodzi się poważnie... Do tego stopnia, że w naszym bloku któryś z sąsiadów regularnie przykleja do śmietników kartkę napominającą innych, żeby się nie mylić w segregacji... "Sąsiedzi! Do tego kosza wrzucamy tylko plastik! Kartony po prawej! Szanujmy środowisko!").

Komentarze