Nie samą kawą Włoch żyje

Kawa rzadko chodzi własnymi ścieżkami. Nie jest co prawda napojem, który pije się do czegoś ("jak można pić cappuccino do jajka na śniadanie?"), jednak często występuje w towarzystwie... Najlepiej, gdyby zmieściło się ono na spodeczku od filiżanki. 



Jeżeli kiedykolwiek byliście we Włoszech, na pewno widzieliście pojedynczo sprzedawane czekoladki (np. gianduiotti czy baci) przy kasie we włoskich barach i tabaccheriach (takie nasze kioski). W barach oko przyciągają przeróżne wypieki, rzadko kiedy całe ciasta takie jak w naszych kawiarniach. We Włoszech kawiarnie jako takie nie mają racji bytu, królują bary, dlatego automatycznie traktuje je jako odpowiednik polskiej kawiarni... Czy raczej kawiarnię jako nieco odmienny odpowiedni włoskiego baru. Tak czy siak, w barze podziwiać możecie masę słodkości - część w przeszklonych lodówkach pod kontuarem, a część na kontuarze na paterze, gdzieniegdzie są jeszcze na przykład oddzielne lodówki z ciastkami. 



Rano rządzą rogale (cornetti), bo to one stanowią istotę prawdziwego włoskiego śniadania - z nutellą, z kremem pistacjowym, śmietankowym, orzechowym albo zwyczajnie puste. Te puste w środku ludzie często zabierają do domu, przekrawają i hojnie wypełniają nutellą... Dużo hojniej niż w barze, a to nie lada wyzwanie, bo jeżeli chodzi o nutellę, to nawet w barach nie żałują jej nigdy. Jak nutella, to od serca. A rogale z marmoladą? Nie, raczej rzadko.

Po śniadaniu obowiązkowo kawa. Espresso pije się świeże, więc obsługa nie zaserwuje wam jej razem z rogalem. Poczeka aż zjecie i dacie sygnał, że już - wtedy dopiero przystąpi do parzenia kawy. Do śniadania można też napić się cappuccino i to jedyny moment w trakcie dnia, w którym Włosi nie krzywią się na dźwięk tego słowa. Nie chodzi wcale o nienawiść do kawy zmieszanej z mlekiem, a po prostu o to, że mleko pite po południu źle robi na żołądek, więc oni go nie piją - nawet zmieszanego z kawą. 

Ciekawostka. W barze zazwyczaj najpierw zamawiacie, później konsumujecie, a dopiero później idziecie do kasy zapłacić. Może zastanowiliście się przez chwilę, czy taki system nie prowadzi do oszustw - ktoś zje, wypije i wyjdzie bez zapłaty? No więc nie. Po pierwsze, dlatego że jakoś nikomu nie przychodzi to do głowy. Po drugie dlatego, że Włosi przywiązują się do swoich barów i chodzą często w te same miejsca. Po trzecie, to wszystko jest takie tanie, że oszukiwanie zwyczajnie się nie opłaca. Espresso kosztuje między 1 a 1,5 euro, 2 euro to już zdzierstwo i do takiego baru nikt nie wróci. Cornetto podobnie - około 1,5 euro. Po czwarte, stały klient jest traktowany jak swój - a to dostanie ciasteczko za darmo, a to kawę. 

Na stacjach benzynowych, gdzie w podróży zatrzymuje się głównie na espresso, praktyka jest inna. Najpierw zamawiacie, zamówienie nabite jest na paragon, następnie odbieracie swoje zamówienie, a dopiero potem kierujecie się do kasy, żeby zapłacić. Tutaj też obowiązuje zasada "najpierw zjedz, potem wołaj o kawę", a paragon jest jeden. Rozwiązanie? Paragony są z papieru, na którym paznokieć zostawia kolorowe ślady, a obsługa przekreśla zrealizowaną część przy wydawaniu zamówienia. 
W rzeczywistości każdy może namazać palcem na tym papiurku, kolorowe ślady można na dodatek łatwo zetrzeć. Jak rozwiązują ten problem Włosi? Nie patrząc na paragony. Klient woła o espresso? Najwyraźniej jeszcze go nie wypił i trzeba mu tę kawę zaparzyć. Zaufanie stanowi podstawę relacji z klientem. Zdarzyło wam się kiedyś widzieć scenkę w polskiej kawiarni czy lodziarni, w której obsługa wybiega za klientem, pytając, czy zapłacił (często odpowiedź brzmi tak, a problem leży po stronie obsługi)? Wśród Włochów takie scenki nie miewają miejsca (celowo pisze wśród Włochów, bo już wobec obcokrajowców stosowane są zupełnie inne zasady) - nawet jeżeli ktoś wyjdzie bez zapłacenia, to raczej wynika to z nieuwagi czy roztargnienia... Wróci jutro na następną kawę i zapłaci również za tą dzisiejszą. 

Ale żeby dać wam pełny obrazek, dołożę ostatni element tej układanki - kawa jest po prostu bardzo tania... Jest tak tania, że właścicielom barów bardziej opłaca się ryzyko poniesienia tej minimalnej stratki w wysokości kilku nieopłaconych kaw niż okazanie braku zaufania wobec klientów i popsucie sobie z nimi relacji, co mogłoby skutkować dużo większą stratą w wysokości wielu wielu kaw, które zostaną (albo nie) wypite na przestrzeni kolejnych dni, miesięcy i w końcu lat.

Obok słodkości (cannoli, baba', babeczek, ciasteczek) w rozmiarze regularnym, zawsze są też wersje mini. Pozostaje też kwestia pojedynczych czekoladek. To proste - kawa rzadko chodzi bez pary. Idąc do baru w porze poobiedniej, zastaniecie tam masę ludzi stojących przy barze czy też siedzących przy stoliczkach nad filiżanką kawy. Niektórzy przychodzą ze znajomymi, inni samotnie z gazetą, jeszcze inni oglądają mecz w telewizorze w rogu. Prawdziwy włoski obiad to minimum makaron na pierwsze dania i danie mięsne lub rybne na drugie. Być może w domu był też deser, a nawet jeżeli nie, to na pewno była kawa. Ta w barze to już zupełnie oddzielna historia, to święto, trochę tradycja, trochę nawyk... Chodzi o celebrowanie aktu picia kawy w barze. Możecie wypić siedem (równie mocnych i równie dobrych) espresso w domu, a potem w barze wypić to ósme. I do tego obowiązkowo jakiś mały słodycz. Czekoladka, ciasteczko, babeczka. Wszystko w rozmiarze mini - chodzi o ten jeden kęsik przed lub po wypiciu kawy, w tym przypadku prawdopodobnie amaro, bez cukru, żeby się nie zasłodzić.
Gdybyście akurat mieli ochotę się troszkę zasłodzić albo jesteście z grupą znajomych, możecie skorzystać też z zestawu... Na przykład - talerzyk mini-wypieków, pięć wybranych przez was sztuk za 3 euro albo dziesięć wypieków za 5 euro. Ceny nie straszą, prawda? Dlatego Włosi (zwłaszcza młodzi bez mieszkań) lubią spotykać się w barach (które relatywnie ekonomiczne rozwiązanie mają też na wieczory, mówię o aperitivo, więcej po kliknięciu).



Alternatywą dla zwykłego espresso, jest caffè corretto. Corretto jest imiesłowem czasu przeszłego dla czasownika "poprawiać", jest również przymiotnikiem oznaczającym "poprawny". Bawi mnie ta gra językiem w kontekście caffè corretto, która jest niczym innym jak espresso poprawionym o likier, najczęściej słodki Baileys lub anyżkową Sambucę. Albo inaczej, jedynym poprawnym espresso. Niebo w gębie. 




Na pewno kojarzycie czekoladki Pocket Coffee, firmy Ferrero (Nutella, Kinder, Ferrero Rocher, Rafaello, TicTac). Pocket Coffee, spolszczmy sobie - a co? - kieszonkowa kawa to po prostu łyk kawy zamkniętej w formie czekoladki. I jest naprawdę kieszonkowa, w opakowaniu znajduje się zaledwie pięć sztuk. Wiele osób traktuje ją jako ratunek, kiedy nie może akurat pozwolić sobie na wypicie espresso. Czekoladki jeżdżą z nimi w samochodzie, podróżują przez świat w damskiej torebce albo w męskim plecaku. 
Co roku w okresie letnim czekoladki Pocket Coffee znikają ze sklepowych półek, a przede wszystkim z okolic kas. Nie jest to efekt masowych zakupów fanów produktu, ale wycofania go przez samego producenta. Powód? Wysokie temperatury topią czekoladę, a roztopiona działa na niekorzyść czekoladek. Koniec, to wystarczy. Przez kilka miesięcy Pocket Coffee po prostu nie ma, a kiedy pojawia się z powrotem na półkach, możecie potraktować to jako oficjalny znak ze strony rynku, że idzie jesień. 

Widzicie więc, że naprawdę nie samą kawą Włoch żyje.... Liczą się jeszcze słodycze. Ale z tego powiedzenia możemy utkać jeszcze jedno i ono też będzie w pełni adekwatne... "Nie sam kawą Włoch żyje" i wcale nie chodzi o to, że kawę należy pić w towarzystwie...

Słyszeliście kiedyś o zjawisku caffè sospeso? A może po neapolitańsku 'o cafè suspiso, bo ta praktyka pochodzi właśnie z Neapolu. Może gdzieś wam się obiło o uszy, tylko nazwa uleciała bezpowrotnie. Znowu wskazany jest rysik językowy - sospeso to imiesłów czasu przeszłego czasownika oznaczającego "zawiesić", "wstrzymać" w sensie zawieszenia akcji, procesu. Cały myk polega na tym, że osoba płacąc za swoją jedną kawę może zdecydować się zapłacić za drugą - dla obcego. Bar prowadzi swego rodzaju bank opłaconej kawy, z którego korzystają następnie osoby biedne, często bezdomne, których na kawę po prostu nie stać. 
Bo wiadomo... Nie samą kawą Włoch żyje, ale jednak bez kawy... To już w ogóle nie.

Komentarze