Aperitivo. I jest po prostu fajnie.



Weekend! Nadchodzi weekend! A weekendy lubię, bo razem z weekendem nadchodzi…

APERITIVO!

Aperitivo to… No właśnie – co to właściwie jest? Najprościej powiedzieć: drink + jedzenie. Ale to duże uproszczenie, bo aperitivo to wręcz kultura. Sposób na spędzenie wieczoru. Czy to w tygodniu, czy w weekend – wszystkie bary oferują aperitivo. I wszyscy z tego korzystają.


Wyżej napisałam co prawda, że dla mnie: weekend = aperitivo, ale to dlatego, że Vi w tygodniu pracuje do późna i wspólnym wyjściem w domu (pomijając zakupy) cieszymy się głównie w weekendy.
 
Aperitivo zaczyna się w późnych godzinach popołudniowych (ok. 18), a kończy późnym wieczorem (22 / 23). Cała zabawa polega na tym, że idąc do baru nie zamawiamy osobno drinka i osobno jedzenia, a właśnie facciamo aperitivo. Drinka wybieramy sobie sami. Ja zawsze wybieram Aperol Spritz (Prosecco + Aperol + woda gazowana), dla mnie jest on esencją całego aperitivo. Mało tego, aperol i aperitivo traktuję niemalże jak synonimy!
W tym miejscu nie mogę odmówić sobie dodania, że aperola takiego jak we Włoszech nie ma nigdzie. Tylko tu barmani nie oszukują i nie zaburzają proporcji. Czytaj: nie rozcieńczają drinka wodą,  nie psują go tysiącem kostek lodu i oszczędzają aperolu.
Ale wybór jest szeroki i każdy znajdzie coś dla siebie.
 
Jeżeli chodzi o jedzenie, to wszystko zależy od miejsca. Czasami kelner przyniesie do stołu talerze wypełnione przekąskami. Zwykle jednak bogato zastawiony jest bar albo bufet obok baru. Każdy nakłada sobie sam to, na co ma ochotę i tyle, ile chce.

Teoretycznie aperitivo to taka rozbiegówka przed kolacją… Cóż, nam zazwyczaj zastępuje kolację. W wersji ekonomicznej, bo za osobę płaci się średnio 10 euro, a – choć może nikt nie mówi tego wprost – jest to typowe „płacisz raz, jesz ile chcesz”.

Co jemy? A co ja wam będę opowiadać, skoro mogę pokazać? 

Gdzieniegdzie menu będzie uboższe – co wcale nie znaczy, że niewystarczające: nachosy, orzeszki, pizzetty, bruschetty…  



Gdzie indziej bogatsze: mięsa, ryby, piadiny, tortellini, ryż, makarony, warzywa grillowane,… To przypadek bufetu, dań obiadowych w wersji polskiej, a kolacjowych w wersji włoskiej, do stołu nikt nam nie przyniesie.  



Jeżeli trafimy na bufet, zazwyczaj będzie też małe co nieco na słodko – tiramisu czy inne ciasto, owoce… Czasem zdarzy się crema di caffè (caffè del nonno, czyli kawa dziadka) – krem kawowy, podawany na zimno.


W tle leci muzyka -  najczęściej rytmy latino lub reggaeton. Bar tętni życiem, jedni wchodzą, inni wychodzą, kelnerzy biegają z drinkami, ludzie krążą pomiędzy bufetem a stolikami. Przy stołach - zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz - siedzą pary, grupy znajomych, rodziny z dziećmi... Pełen przekrój społeczeństwa: starsi, młodsi, kobiety, mężczyźni, dzieci, czarni, biali, mieszani. A jak wyjrzeć przez okno, widać innych, którzy przyszli na aperitivo do baru na przeciwko lub po przekątnej. 

Takie jest aperitivo.

Jest głośno, jest wesoło i jest po prostu fajnie.

Komentarze