8 rzeczy, które usłyszysz od Neapolitańczyka

Przedstawiam wam moje subiektywne zestawienie rzeczy, które często słyszę od Neapolitańczyków. W dużym stopniu odnoszą się one do Włochów w ogóle, nie tylko do Neapolitańczyków - toteż w tekście nie ma rozgraniczenia pomiędzy tymi dwiema grupami. W tytule jest - a tak, żeby się nikt nie przyczepił. Wiecie przecież, że duża część moich doświadczeń w kontaktach społecznych z Włochami to jednak rodzina Vi, czyli Neapol.



1. Jeszcze nie powiedziałem ci, co jadłem!

Któregoś wieczoru podczas rozmowy telefonicznej Vittorio i teściowa lekko się poprztykali. Na tyle, żebym mogła śledzić przebieg rozmowy z drugiego pokoju przez zamknięte drzwi. Na tyle, żeby teściowa postanowiła natychmiast zakończyć rozmowę. Usłyszałam odległe:
- Nieważne, skończmy już. DO WIDZENIA!
Na co odpowiedź poirytowanego Vittorio:
- JAKIE DO WIDZENIA? JESZCZE CI NIE POWIEDZIAŁEM CO DZISIAJ JEDLIŚMY.

Włoskie mamy ZAWSZE pytają swoich synków o to, co jedli na śniadanie, obiad i kolację. Nie uświadczycie takiej rozmowy, w której przedstawienie menu danego dnia nie miałoby miejsca. Właściwie po przemyśleniu działa to w obie strony, Vi dzwoniąc do swojej mamy często zaczyna rozmowę od pytania: "jadłaś już kolację?", "co jadłaś / będziesz jadła na kolację?". Wiadomo, jedzenie jest ważne i nie kończy się rozmowy bez opowiedzenia sobie o zawartości talerza danego dnia.

2. Czy to bezpieczne zostawić tu pieniądze?

Jeżeli kiedykolwiek dopuściłam do siebie myśl, że może moglibyśmy gdzieś w okolicach Neapolu spróbować się osadzić, to wyleczyła mnie z niej zupełnie nieświadomie - nikt inny, a właśnie teściowa, opowiadając mi o jej zdaniem prawdopodobnie kwestii pozytywnej, dla mnie mniej. A brzmiało to tak:
- Ja to mam szczęście, bo do mojego mieszkania nigdy nikt nie wszedł. - tu zapadła głucha cisza, sądziłam, że czegoś nie zrozumiałam, więc milczałam w oczekiwaniu na wyjaśnienia, wątpliwości rozwiały się szybciutko - do Babci włamali się w zeszłym roku trzy razy, do Cioci numer 1 dwa razy, Ciocię numer 3 okradli na ulicy przedwczoraj, a ja to mam szczęście... Do mojego mieszkania złodzieje nigdy nie weszli.

(Czy to nie sprawia, że doceniacie to, co macie nieco bardziej? Wydawać by się mogło, że to, że obcy nie wchodzą do naszych domów to norma, tymczasem w kraju zupełnie niedalekim, kulturowo podobnym do naszego... To szczęście.)

Tymczasem teściowie wpadli do nas na ostatni weekend. Mamma Vi wyciągnęła z torby coś na kształt saszetki (z zawartością $$$) i zapytała: "czy to bezpieczne zostawić ją w domu, kiedy wychodzimy?". Ja na to, że tak, bo przecież jesteśmy w domu... Niby na tym historia się kończy, ale...

Tę samą saszetkę Vi wyciągnął spod materaca naszego łóżka i wręczył swojej mamie w dniu jej wyjazdu.

3. Czy jest bidet? 

Do bidetu Włosi są straszliwie przywiązani. Ale straszliwie! Nasze pokolenie może już mniej, ale jeszcze pokolenie rodziców Vi podmywa się w bidecie po każdym skorzystaniu z toalety. Wręczcie im mały ręczniczek, a oni wam podziękuję i zapytają, którego ręcznika mogą użyć do rąk. Te malutkie ręczniczki w Polsce używane do wycierania rąk przez gości, we Włoszech są ręcznikami do bidetu.

Toteż teraz, kiedy szukamy mieszkania i od czasu do czasu opowiadamy coś teściom od razu padają pytania o metraż, o bidet i o balkon (włoskie powietrze jest wilgotne, wilgoć przynosi grzyby; Włosi są zupełnie nieświadomi tego, że w innych krajach pranie można suszyć w mieszkaniu, to też często pada pytanie: "jak będziesz suszyć pranie bez balkonu?).

4. Belgia to nie zachód.

Oto perełka, która padła z ust mojego własnego świeżo poślubionego męża. Rozmowa dotyczyła rynku pracy i tego, że na zachodzie warunki są lepsze. Jak już się pewnie domyśliliście ta teza padła z moich ust. Mężowe czoło zmarszczyło się delikatnie, potem jeszcze bardziej...
- No nie wiem... Na zachodzie? Co rozumiesz przez zachód?
Czerwone lampka zapaliła się nad moją głową. Najwyraźniej zupełnie co innego, skoro to pytanie w ogóle pada...
- Niemcy, Szwajcaria, Belgia...
- To nie zachód.
- A co jest na zachodzie?
- Hiszpania.

Włosi mają i wyznają swoją własną jedyną geografię Europy - tę względem ich państwa. Zgodnie z włoską geografią Polska jest oczywiście typowym przypadkiem kraju północnego, a skoro już mówimy o Polsce...*


5. Czy ty nie jesteś przyzwyczajona do zimna?

Wiem, że to jest pytanie standardowe i tak jak pytanie o misia polarnego nikogo już nie bawi, ale tu chodzi o kontekst. Pisałam wam już, że zimą we włoskich mieszkaniach jest zimno, a dla kogoś kto odczuwa temperaturę tak intensywnie jak ja (czyt: za zimno - nieszczęśliwa i wkurwiona, za gorąco - wkurwiona i nieszczęśliwa) bywa nawet bardzo bardzo zimno. Rekordzistką jest 76-letnia babcia Vi, u której temperatura wynosi średnio 13 stopni (!!!), u teściów nieco cieplej - bo jakieś 16, przy czym wiecznie otwarte balkony i okna nie pozwalają odczuć tych wspaniałych 16 stopni. Włosi generalnie nie grzeją w mieszkaniach dla oszczędności, a jeżeli grzeją to na przykład dwa razy dziennie po godzinie.

Temperatura w naszym mieszkanku to wywalczone przeze mnie 21 stopni, czyli najwyraźniej jak na włoskie warunki gorąco jak w dżungli. (A w lecie przy 30 stopniach jak mówię, że za gorąco, to się pukają w czoło. Traf tu za takimi.) I tu wchodzi właśnie to zdanie:

- U ciebie w kraju jest przecież dużo zimniej, powinnaś być przyzwyczajona.

I tłumacz im, człowieku, że owszem jest może zimniej, ale z reguły na ZEWNĄTRZ, a w środku działają kaloryfery i można się poczuć JAK W DOMU.

6. Zaokrągliłaś się!

Klasyka. Zmora. Dramat.
Jeżeli kiedyś przygotuję zestawienie pod tytułem: "najbardziej wkurwiające zdania, które usłyszysz od Włochów", to to będzie numerem 1.
Nie wiem jak bardzo okrągła jestem w tej chwili w przeświadczeniu rodziny męża, chyba przybrałam kształt pomidora. Takiego polskiego, malinowego. Dorodny wakacyjny pomidorek. Pychotka.

Żeby oddać pewną sprawiedliwość - tu podobno nie ma złych intencji. Dosłowne tłumaczenie tego wyrażenia, to: "wyzdrowiałaś, odzyskałaś siły", ale jak ktoś nie chorował...? Ja nawet czasem popełniam ten błąd... Niby już wiem, że nie należy pytać, ale coś mnie kusi, słyszę głosy "zapytaj, zapytaj!", no i pytam: "w jakim sensie?".
A one odpowiadają. Tak, one, bo to zawsze baby. Ciocie, kuzynki, jeszcze więcej cioć i jeszcze więcej kuzynek. Że biodra szersze, że piersi dorodniejsze, że jak dwa jabłuszka, że kobieta, że pupka urosła, że to, że tamto, ale NIE PRZEJMUJ SIĘ, jesteśmy kobietami, kształty nam się zmieniają, teraz jestem kobieca, a wcześniej to byłam dziewczynką.

Dla równowagi według babć (a jakżeby inaczej) i wujków (chyba naprawdę dla równowagi) wiecznie chudnę. Chudnę i chudnę. Nic tylko chudnę, już prawie zniknęłam i przecież na pewno mam anemię.

7. Bardziej podobałaś mi się w blondzie.

Skoro już rozmawiamy o wyglądzie, to porozmawiajmy też o blondzie. Włosi czują się bardzo komfortowo w komentowaniu waszego wyglądu. Nie że za plecami, nie że plotki jakieś niekulturalne. Walą na oślep, wprost zupełnie bez ostrzeżenia, wcale niepytani. "W blondzie wyglądałaś lepiej", "nowa fryzura ci nie pasuje", "z kilkoma dodatkowymi kilogramami wyglądałabyś bardziej kobieco", "powinnaś wyregulować sobie brwi", "zarosłaś", "masz włosy jak spaghetti", "a ty się nie umalujesz?" albo "a ty się nie przebierasz?".

Pomyśleliście pewnie: baby potrafią być wredne... Ale faceci to dopiero potrafią...
"Ogoliłeś się jak biedak", "nie możesz mieć takiej fryzury do ślubu", "masz nienażelowane włosy", "tak ubrany idziesz do klubu?", "buty nie pasują ci do koszulki", "masz plamę na szyi, może założysz szalik?".


Im bardziej nie pytacie, tym bardziej oni mają zdanie. Im bardziej je mają, tym bardziej muszą wam je zaprezentować.

8. Ile zarabiasz?

Czy to ojciec, czy brat, czy kuzynka, kolega z pracy, czy koleżanka z siłowni... Takie pytania padają. W ogóle pytanie zaczynające się od "ile?", "ile zarabiasz?", "ile wydajesz?", "ile kosztuje twój samochód?", "ile płacisz za mieszkanie?", "ile kosztuje twoje ubezpieczenie?", "a telewizor?", "ile płacisz za wakacje?". Brak odpowiedzi jest źle widziany.

Mnie osobiście to podejście "ile" bardzo przeszkadza, za którymś razem, kiedy przy stole rozpoczęła się rozmowa pod tytułem "ile", zaoponowałam, zapytałam "po co wam to wiedzieć?". Odpowiedź? Bez żenady: "żeby porównać".



Na dzisiaj tyle. Wyglądacie zdrowo jak pomidorki, chyba nieźle wam się powodzi tam na północy, zarabiacie dobrze, jecie dobrze... Co dzisiaj jedliście? Okulary trochę macie nietwarzowe i tacy nieumalowani rozczochrani siedzicie przed tymi komputerami. A co to za kocyki i świece? Zimno wam? Nie przyzwyczailiście się jeszcze do niskich temperatur?

Dziękuję państwu za uwagę.

* Spieszę donieść, że jak już ustaliliśmy, gdzie dla kogo jest zachód, to Vittorio tę moją tezę poparł z wielkim zaangażowaniem i energią... Nie bez powodu jednak wyprowadzamy się z Włoch. Różnica między nami dotyczyła spojrzenia na geografię, a nie na sytuację ekonomiczną.

Komentarze