Szlafrokoręcznik i prześcieradłokołdra...

czyli z dziennika spraw codziennych polsko-włoskiej pani domu.


Opowiem wam o sprawach nie do końca przyjemnych - praniu i sprzątaniu, a później o tych przyjemniejszych - o kąpielach i spaniu. Nie wiem czy z perspektywy przeciętnej Włoszki tak wygląda ten podział. Niby logika nakazuje, że (no daj spokój, jesteśmy takimi samymi ludźmi!) tak, ale obserwacje i doświadczenia poddają całe to logiczne myślenie w wątpliwość.
Do rzeczy, skupmy się na faktach.*

1. Najważniejsze w życiu włoskiej kobiety jest sprzątanie.
Codzienne odkurzanie, mycie toalety, płukanie prysznica, nie mówiąc już o szorowaniu garów i kuchenki. Standardowy dzień z życia mojej teściowej wygląda tak: pobudka około 5, jakieś 2h marszu w ramach sportu, praca, powrót do domu na obiad, gotowanie każdemu zgodnie z życzeniem przeplatane sprzątaniem, powrót do pracy, zakupy, sprzątanie, jeszcze trochę sprzątania, pranie, opadnięcie z sił, ale jeszcze sprzątanie, na koniec jeszcze więcej sprzątania przeplatanego sprzątaniem. Nieraz już widziałam jak mdleje prawie ze zmęczenia (żaden to w końcu okaz zdrowia), ale nie... Mieszkanie musi być (znowu) posprzątane, wiadomo, że przez dobę w domu zalęgnąć się może masa bakterii, a nawet robaki.

Któregoś pięknego dnia posądziłam ją nawet o natręctwa. No bo wiecie - w domu czysto, a babka biega z mopem albo włącza pranie z czterema ściereczkami, które - przysięgam! - wczoraj jeszcze wisiały na suszarce. Przeprowadziłam z Vi dyskretny wywiad... Otóż nie! To żadne natręctwo, to się wynosi z domu, a na dowód podał mi niekończącą się listę kobiet, które też tak robią (na czele: ciocie, babcie, kuzynki, narzeczona brata,...) Takie życie męczennicy, "padam na ryj, ale czystego nikt za mnie nie umyje", wysysa się ponoć z mlekiem matki. Kto wie, może coś płynie w rurach, a może wdychają to w oparach Wezuwiusza. Mężczyźni tymczasem wydają się być na to względnie odporni, czyt.: podział obowiązków jest raczej tradycyjny, a legenda "włoskiej mammy" rośnie w siłę.

Na wszelki wypadek poinformowałam fidanzato, że gdyby jeszcze nie zauważył, to ja zapędów do sprzątania posprzątanego nie mam... Chciałam kontynuować i dodać, że nieposprzątanego nie lubię sprzątać jeszcze bardziej, ale tylko się uśmiechnął i powiedział, że naprawdę nie mam się o co martwić - zauważył. Taki przenikliwy ten mój narzeczony, że nie mogę wyjść z podziwu. Przynajmniej sytuację mamy uporządkowaną.

2. Kwestia zmywarki frapuje mnie od dawna.
Przede wszystkim, kiedy zjeżdża się rodzina, czyli cały tłum ludzi (około dwudziestu osób).** Standardowy obiad, to: przystawka, pierwsze danie, drugie danie, deser, kawa, likiery. Wszystko serwuje się na jednorazowych plastikowych talerzach. Napoje, likiery, nawet kawę podaje się w jednorazowych kubeczkach. Prosta matematyka, policzcie ile to plastiku! I znowuż naszło mnie na wywiad z Vitto:
- A jakby tak ograniczyć ten plastik?
- To się nie da.***
- Jak się nie da? Wystarczy nie kupować...
- Mamma nie będzie tyle zmywała.****
- To może by tak zamontować zmywarkę?
- Zmywarka była.
- I?
- I już jej nie ma.
- A nie ma, bo...?
- Bo się nie przyjęła.
- A dlaczego się nie przyjęła?
Ściana. Nikt nie wie dlaczego, ale się nie przyjęła. I już.

3. Ręczniki.
Kiedy wybierzecie się w gości do Włochów często dostaniecie od gospodarzy zestaw dwóch ręczników: duży i maleńki. Duży ręcznik, dla nas kąpielowy, zazwyczaj nie występuje w postaci ręcznika. Z ręcznikami to jest tak:

  • polski ręcznik kąpielowy, w szczególności jeżeli jest mało ciekawy - jednokolorowy, znajdziecie najczęściej rzucony na podłogę przed wanną lub prysznicem w formie dywanika kąpielowego lub przewieszony przez prysznic lub wannę w formie suszącego się dywanika kąpielowego, ewentualnie wisi na balkonie - też w formie suszącego się... etc.
  • zamiast ręcznika kąpielowego duża część pań domu używa szlafroczków kąpielowych... Występują one w wielu kolorach, wielu rozmiarach i w kilku wersjach materiałowych (bardziej miękki, mniej miękki, itd.), każdy z nich ma kaptur i pas do przewiązania. Muszę wam powiedzieć, że szlafroki są obłędne, siup, siup, przewiązać, narzucić kapturek i już, człowieku, jesteś suchuteńki. Dużym ich plusem jest też to, że schną raz dwa nawet w warunkach wilgoci i to właśnie klucz ich sukcesu
  • mały ręczniczek, dokładnie ten sam, który wedle polskich standardów uchodzi za ręcznik do rąk. Otóż nie, moi drodzy, to jest ręczniczek dany wam, żebyście z czystym sumieniem (i wszystkim innym czystym, w końcu o higienę się rozchodzi) użyli sobie bidetu...
4. ... czyli elementu obowiązkowego każdej (tak, każdej!) włoskiej łazienki. Nigdy nie byłam we włoskim mieszkaniu bez bidetu. Nigdy nie byłam we włoskim hotelu bez bidetu. Nawet uczelniana łazienka damska ma bidet (sic!) [a w męskiej nie byłam, to się nie wypowiadam]. Kultura włoska to kultura bidetu. Neapolitańczycy wierzą, że bidet pochodzi właśnie z ich regionu, a jakżeby inaczej... Oni generalnie uważają się za autorów wszystkich sensownych wynalazków i teorii ludzkości. Południe Włoch wyobrażam sobie jako bardzo małego facecika o bardzo dużym ego... Taki Napoleon, tylko świata nie udało mu się zawojować, bo siedział, pił kawę i opowiadał historię sukcesu bidetu.

5. Ciekawe rzeczy dzieją się też w łóżku. Przede wszystkim - minimum dwa prześcieradła.
Pierwsze - na gumkę jest często elementem stałym. Służy jako swego rodzaju zabezpieczenie przed syfami z materaca. Don't ask me. Taką samą powszechną praktyką jest oblekanie poduszek w podwójne poszewki. Poszewki pierwsze są zwyczajne, często białe i mają chronić poduszkę. Przed czym? Again: don't ask me, ja tu tylko sprzątam.

Później idzie pościel właściwa. Najpierw prześcieradło, takie już "właściwe" - koniecznie na gumki, później poduszki obleczone w poszewki pierwsze vel. byle jakie, a następnie drugie, które się prezentują w komplecie z resztą pościeli, dalej - kolejne prześcieradło. Wiecie na pewno, że w krajach śródziemnomorskich w lecie śpi się pod prześcieradłem (albo obok niego), bo jest za gorąco. Może jednak nie wiedzieliście, że zimą też śpi się pod prześcieradłem. Na tym prześcieradle układa się coś, co ma funkcję kołdry - kołdrę po prostu albo narzutę. Różnica jest taka, że nie ma mowy o powlekaniu kołdro-narzuty, ona ma po prostu leżeć na prześcieradle. Poszewki kołdrowe jako takie właściwie nie istnieją. Komplet "poszewek" wygląda zatem tak: prześcieradło z gumkami, prześcieradło bez gumek i powleczki na poduszki. Albo w ogóle: powleczki na poduszki + prześcieradło bez gumek; prześcieradło z gumkami we własnym zakresie.

Bytu nie mają również polskie powleczki w zetknięciu z włoskimi poduszkami - te różnią się kształtem od naszych. Standardowa włoska poduszka jest w kształcie zdecydowanie mniej kwadratowa, a bardziej podłużna od polskiej koleżanki i takie są też włoskie powleczki na poduszki. Słowem, włoska poduszka pływa w polskiej poszewce, natomiast polska poduszka we włoską poszewkę nie wchodzi.

Jeszcze inną ciekawostką w zakresie różnić łóżkowych jest fakt, że Włosi śpią w bieliźnie pod pidżamą! Najpierw myślałam, że to kwestia indywidualna, fidanzato śpi w pełnej zbroi - majty i skarpety w łóżku, wprost uwielbiam!, także chłopy, jeżeli czytacie, to największym afrodyzjakiem - zapamiętajcie sobie to raz na zawsze - są skarpetki w łóżku. No więc długo urabiałam tego mojego, żeby spróbował spać bez, skończyło się na tym, że dla (mojego chyba) świętego spokoju szedł spać bez, ale budził się w. Magia następowała po moim zaśnięciu. Teraz już nie podejmuje prób, twierdzi, że go swędzi i drapie i nie jest w stanie zasnąć.
Pewności co do tego, że nie jest to kwestia indywidualna, nabrałam, kiedy mali kuzyni Vi (aktualnie 7 i 9 lat) przebierali się przy mnie w pidżamki i okazało się, że również im idea spania bez majtek i skarpetek wydała się dziwna, a wręcz dzika.

6. Pranie to kolejne wyzwanie.
Nieeee, żadne tam farbowanie, chemia czy inne kwestie dla amatorów. Powraca temat znany wam już, czyli wilgoć i grzyby. Rok kalendarzowy dzieli się na zimę (mniej więcej listopad-luty) i lato (pozostałe miesiące). W lecie nie ma większego problemu - robimy pranie, wystawiamy na słoneczko, a po kilku godzinach wszystko jest suche. Letnim wyzwaniem może być co najwyżej ściągnięcie prania z balkonu w odpowiednim momencie, bo jeżeli zostawimy je bez opieki zbyt długo, to ubrania a) na powrót zawilgotnieją b) nie będą pachniały c) może nam je zwiać.

Zimą natomiast jest zabawa dla koneserów. Na dworze jest zbyt zimno i zdecydowanie zbyt wilgotno, żeby cokolwiek mogło tam wyschnąć. Ale - niespodzianka! - w mieszkaniu też jest zbyt wilgotno i chłodno. Nie tylko ubrania schną kilka dni, ale już po kilku minutach suszenia ciuchów wewnątrz wilgoć skrapla się na oknach. Chwila nieuwagi i grzyb wychodzi na ścianie lub na suficie.

Oczywiście jest na to pewna rada. Jak zaradzić, żeby grzyba nie było?

7. Otworzyć okno!
Zmora. Moja prywatna wielka zmora - OTWÓRZ OKNO. Wysuszyć pranie? Otwórz okno! Wilgotne powietrze? Otwórz okno! Wzięłaś prysznic? Otwórz okno! Łazienka? Otwórz okno! Żyj przy otwartym oknie! Jeśli go nie otworzysz, wyhodujesz grzyba grzyby. Jeśli otworzysz, po trzech minutach będzie zimno. Nagrzałaś mieszkanie? Czas na wietrzenie!

Wietrzenie mieszkania w wilgotnym klimacie to podstawa. I kiedy przychodzi pan od grzybów (=murarz), to pierwsze co robi - ocenia czy mieszkanie jest regularnie wietrzone. Grzyb usuwa się na koszt właścicieli mieszkania, jeśli mamy do czynienia z wadą budynku i na koszt wynajmującego, jeżeli technik zawyrokuje, że mieszkańcy nie wietrzą pomieszczeń odpowiednio często.
No to marzniemy.

*Odnoszę się do południa Włoch.
**Spieszę ze sprostowaniem, że nie do nas się oczywiście zjeżdża, a do teściów. Z Neapolu do Rimini jest zbyt daleko, a na dodatek podróż jest kosztowna, więc nie przyjeżdża do nas nikt. Inaczej oczywiście ma się sprawa podróży w drugą stronę. Dystans z Rimini do Neapolu jest prawie czterokrotnie krótszy, a koszta podróży są adekwatnie niższe. Nie wspominając o tym, że studiowanie jest dochodowym zajęciem, w związku z czym możemy sobie pozwolić na podróżowanie bez uszczerbku na budżecie. Toteż - jak pewnie zauważyliście - regularnie bywamy w Neapolu.
*** Ostatnio ujawniła się nowa cecha Vitto. Ilekroć wychodzę z pomysłem, wymagającym wyjścia ze strefy komfortu, zmiany czy odrobiny odwagi łamanej przez ryzyko, słyszę jedną z dwóch wersji odpowiedzi:
- Może ograniczymy zużycie plastiku? <element zmiany>
- To-się-nie-da.
- Pojedziemy na wakacje do Indii? <element ryzyka>
- Ale-nie-bo tam jest niebezpiecznie.
- Kochanie, rodzice znowu jadą na narty, może i my byśmy pojechali? <wyjście ze strefy komfortu, bo trzeba by poprosić o dodatkowy urlop>
- To-się-nie-da.
- Vitti, pojedziemy do Apulii? <element zmiany>
- Ale-nie-bo w Neapolu jest ładniejsze morze.
Chłop mnie zapierścionkował i zdziadział. 
**** Wspomniany wyżej tradycyjny podział obowiązków. I on wcale nie wynika ze złej woli mężczyzn, tylko z woli (dobrej czy złej, pozostawiam waszej decyzji) ich mamusiek.

Komentarze